1.04.2016

Málaga - moje Wielkanocne wakacje


Wybierając Malagę na miejsce tegorocznych „wakacji”  wielkanocnych liczyłam na wspaniałą pogodę ze słońcem i temperaturą ponad 20 stopni, niezwykłe krajobrazy oraz dodatkowe atrakcje związane z Wielkanocą, która jest  jednym z najbardziej celebrowanych tutaj świąt.



Miasto urodzin  Pablo Picasso oraz Antonio Banderasa powstało na długo przed naszą erą. Założone jako port przez Fenicjan , dostało się pod panowanie Greków, Rzymian, a następnie władców bizantyjskich. Najdłużej jednak znajdowało się pod panowaniem muzułmańskim, dopiero w XV wieku po długich wojnach przeszło w ręce katolickich królów Hiszpanii. Miasto miało swoje lepsze i gorsze czasy, po wojnie domowej w latach 30-tych XX wieku znaczna jego część zostało zbombardowana, od lat 60-tych wraz z modą na Costa del Sol weszło w fazę ponownego  rozkwitu. Z każdego okresu pozostawały pamiątki, które podziwiać można do dziś jak np. ruiny teatru
rzymskiego, wielkie mury fortecznej budowli Alcazaba, Zamek Gibralfaro czy budowaną przez ponad 200 lat katedrę.

Z nowszych nabytków to z pewnością Centrum Pompidou Malaga –  sześcienna szklana struktura z zewnątrz  przypominająca kostkę Rubika ustawiona na prostopadłościennym, surowym  budynku oraz  Wielkie Koło wzorowane na London EYE – obie budowle trudno przeoczyć, ponieważ ustawione są przy samym  porcie. Ponadto na każdym placu, skwerku stoi jakiś pomnik, ławeczka, rzeźba, obiekt z którym można zrobić ładne zdjęcie. Bardzo fotogenicznym miejscem okazał się również park przy Katedrze.   Niezłe fotki powstały z punktu widokowego obwarowań fortecznych Alcazaby.




Stara część miasta oddzielona jest od portu  cudownym parkiem oraz promenadą ocienioną palmami.   Malaga leży nad morzem, więc wzdłuż nabrzeża ciągną  się baseny portowe,przystanie dla mniejszych statków oraz  jachtów, plaże.  Najbardziej znaną plażą jest MALAGUETTA położona blisko starego centrum. Latem trudno dostępna ale w marcu można było sobie znaleźć miejsce pod palmą.  Przy plaży znajdowało się wiele restauracji serwujących przysmaki lokalnej kuchni, w tym moje ulubione boquerones (małe rybki saradele) i pimento de padron (zielone papryczki). Na promenadzie poustawiane były stragany z drobnymi pamiątkami, bliżej portu z lokalnym jedzeniem oraz napojami. Najbardziej zadziwiła mnie kolejka do świeżo wyciskanego soku z liści bambusa. Czyli wszystko nadaje się do zjedzenia i wypicia.



















Zabytkowe centrum Malagi już od Niedzieli Palmowej podporządkowane było licznym procesjom SEMANA SANTA. Każdego dnia religijny nastrój oraz niezwykłe widowisko tworzone przez zakapturzonych ludzi niosących krzyże, świece i kadzidła przykuwało uwagę tłumów. Najważniejszymi postaciami pochodu byli oczywiście mężczyźni niosący wielkie trony. Szczególnie wzruszające było wyniesienie takiego tronu z kościoła na kolanach przez kilkudziesięciu mężczyzn ustawionych jeden obok drugiego. Podniesienie do góry ważącej do kilku ton konstrukcji odbywało się w rytm przejmującej trwogą muzyki, wygrywanej na trąbkach i bębnach  Potem w czasie odpoczynku ogromna butelka z wodą wędrowała z rąk do rąk wymęczonych dźwiganiem. Ponieważ wszystko musiało być zorganizowane, skoordynowane w czasie, precyzyjnie dograne,  do samego przemarszu trwającego kilka godzin, przygotowywać się  było z pewnością  kilka miesięcy. W tłumie nie było widać starców tylko młodych, podziwiać zatem należy tę dziwną pasję młodych Hiszpan. Wzdłuż ulic rozstawione były specjalne trybuny, które nie znikały przez cały tydzień, a na których w ciągu dnia można było na chwilę przysiąść. Zresztą większość świątecznych dni
 Hiszpanie spędzają na ulicy, nie dziwił więc widok ludzi gromadzących się przy trybunach
 jeszcze przed rozpoczęciem procesji.









Malaga ma wiele niesamowitych kawiarni, restauracji czy historycznych już barów-tapas  i tawern. Niektóre z nich działają w tym samym miejscu od ponad stu lat, przypomina o tym dawny wystrój  oraz wyjątkowo przyjemna ciasnota. W jednym z takich barów przy muzyce na żywo  cieszyłam nie tylko uszy, ale  oczy i smak wyjątkowo pysznym jedzeniem – do tego obsługa była naprawdę bardzo miła, ja zamawiałam po angielsku oni serwowali po hiszpańsku.  Z długo składanego zamówienia na „salad” otrzymałam pokrojone w kostkę pomidory zalane czosnkową oliwką, posypane morską solą, natomiast siostrze udało się zamówić  pulpety z gotowanego mięsa  (jak jest pulpet po angielsku tego nie wiem? ale towłaśnie przyniesiono jej na talerzu) Każdego dnia starałam się odwiedzić inny bar tapas,natomiast na poranną kawę przychodziłam w to samo miejsce – Cafe an cafeteria Granier
niedaleko Katedry.










Chociaż moje wielkanocne wakacje trwały krótko, to jednak spędziłam je bardzo intensywnie. Przez okna do późna w nocy wysłuchiwałam  muzy z procesji, w dzień spacerowałam uliczkami starego miasta, podziwiałam zabytki, niesamowitą roślinność, doceniałam trud zaangażowanych w pracę z turystami ludzi, pod koniec dnia poddawałam się błogiemu lenistwu na plaży, chłodziłam dobrym winem. Jak tu nie kochać Hiszpanii – Ernest Hemingway zawsze powtarzał, że to właśnie Hiszpania  skradła jego serce – coś mi się wydaje, że moje powoli chyba też zaczyna do niej należeć. :)




5 komentarzy:

  1. Malaga to wyjątkowe piękne miejsce, byłam tam kilka lat temu i z pewnością powrócę…. fajne fotki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Malaguetta I missing you...

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie ukrywam, że też kocham Hiszpanię!!! Słońce, przez prawie cały rok, dobre jedzenie, mili ludzie. Wcześniej stawiałam na Włochy, ale tam coś mi się powoli przestaje zgadzać, za dużo udawania???

    OdpowiedzUsuń
  4. Tam rzeczywiście papużki mieszkają na wolności

    OdpowiedzUsuń
  5. stunning places ...

    OdpowiedzUsuń